niedziela, 5 sierpnia 2012

Maroko i nie tylko w magazynie Prestiż


O dobrej kuchni, marokańskich oliwkach i podróżach rozmawiał z dziennikarzami magazynu "Prestiż" jeden z autorów tego bloga - Michał.

 Fragment tekstu:

cyt:
Kozia głowa na obiad

W poszukiwaniu kolejnych wrażeń Michał wraz z przyjaciółmi wyruszył do Fezu, miasta będącego sercem kultury muzułmańskiej w Maroku. Wśród wąskich, krętych uliczek chowa się wiele meczetów, warsztatów, farbiarni, garbarni, restauracji, a także targowisk z owocami, jarzynami i mięsem każdego rodzaju przyrządzanym na setki sposobów o czym uświadamia aromat unoszący się w okolicy.

- To właśnie w Fezie udało się nam skosztować popularnej w Maroko, siekanej koziej głowy. Smakowała zdecydowanie lepiej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać – mówi Michał.

Widząc na mojej twarzy grymas obrzydzenia, tłumaczy…

- Niektórych ludzi rzeczywiście odrzuca podobny widok, czy zapach. Ja jestem jednak zdania, że skoro dana potrawa jest zakorzeniona w kulturze, a mieszkańcy jedzą ją od pokoleń to znaczy, że warto jej spróbować. Daje to poczucie rzeczywistego uczestnictwa w życiu tych ludzi, a poza tym czasem trafia się naprawdę smaczny kąsek. Nie mówimy tu o zjedzeniu czegoś „obrzydliwego” tylko po to żeby się „popisać”, czy „zaszpanować”. Musimy mieć świadomość, że ci ludzie uważają spożywanie podobnych potraw za coś zupełnie naturalnego. Ludzie zachodu często z niedowierzaniem przyglądają się tubylcom jedzącym w ich mniemaniu rzeczy obrzydliwe, ale odwróćmy tą sytuację. Goście w naszym kraju odwracają wzrok, gdy widzą nas jedzących kiszone ogórki lub pijących zsiadłe mleko, a goszczą one przecież w niemal każdym domu - przekonuje podróżnik.

W poszukiwaniu legendy

O gustach, także tych kulinarnych się nie dyskutuje. Dla Michała i jego przyjaciół nie lada wyzwaniem okazało się skosztowanie prawdziwego Graala berberyjskiej kuchni - tajemniczego dania o trudnej do wymówienia nazwie Khlaih. Poszukiwania tej tradycyjnej potrawy o legendarnym smaku trwały bardzo długo.

- Wszędzie pytaliśmy o Khlaih, ale okazało się, że źle wymawialiśmy nazwę dania, o którym dowiedzieliśmy się z amerykańskiego programu telewizyjnego prowadzonego przez słynnego smakosza Andrew Zimmerna. Facet jest w swoich kulinarnych eksploracjach wręcz nieustraszony. Surowe członki ślimaków, zgniły rekin, czy smażone tarantule nie są mu straszne. Ale poszukiwanego przez nas Khlaih skosztował jednak tylko jeden kęs i nie był w stanie kontynuować degustacji. To tylko zaostrzało nasz apetyt. Okazało się jednak, że wymawialiśmy nazwę potrawy z zachodnim akcentem. Tymczasem nazwę wymawia się z użyciem gardłowego chrząknięcia. Nazwa Khlaih brzmi więc jak połączenie słowa „hlee” z dźwiękiem wydobywającym się z gardła w sytuacji wyjątkowo złego samopoczucia - śmieje się Michał.

Czym jest Khlaih? Jest to mięso wołowe lub baranie, które przygotowane zostało w specjalnych sposób.

Khlaih tylko dla twardzieli

Proces nie jest zbyt skomplikowany. Mięso leżakuje do momentu aż rozpoczną się w nim procesy gnilne. Następnie jest przyprawiane i poddawane procesowi suszenia, a potem układane w brytfankach. Całość sprawia wrażenie zwartej bryły wypełnionej ciemnym mięsem otulonym dużą ilością masłopodobnego smalcu. Na pytanie: „jakie części zwierzęcia znajdują się w mięsie”, pada odpowiedź „nie obawiaj się, kopyt i rogów nie znajdziesz”.

Khlaih jest jednym z ulubionych śniadaniowych dań Marokańczyków i najczęściej smaży się je z jajkiem. Potrawa ta nie jest serwowana w restauracjach i barach przygotowanych pod kubki smakowe zachodniego turysty. Można ją znaleźć tylko na bazarach, na których obecność zachodniego turysty jest dla miejscowych tak samo egzotycznym widokiem, jak dla tego pierwszego dania, które może tam kupić. Michał przekonuje, że mięso w smaku jest po prostu wyborne, a smak ten jest bardzo intensywny. Aromat wypełnia całą jamę ustną, a dyskomfortem jest fakt, że pozostaje w ustach przez najbliższych kilka godzin, a pasta do zębów go nie zabija. Jak mówi – warto było spróbować, dolegliwości żołądkowych nie odnotowano...


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

bleee fuj.. jak można jeść takie rzeczy ale oliwki wyglądają smakowicie yummy, yummy.

Anonimowy pisze...

chętnie bym spróbowała chociaż obawiam się o wytrzymałość mojegozolodka

Prześlij komentarz